Jak podaje portal internetowy koscierski.info Basia i Leszek Żyndowie z Kościerzyny są przykładem na to, że życie zaczyna się po 40-tce i warto stawiać przed sobą kolejne wyzwania, realizować marzenia bez względu na wiek. Udowadniają, że ograniczenia są tylko w naszej głowie. W wieku 50 lat zdobyli Kilimandżaro. W swoim artykule portal pisze:
Cyt.:" A wszystko zaczęło się od polowania w Bieszczadach. 13 lat temu. To właśnie na drugim końcu Polski Basia i Leszek poznali Basię i Bogdana. Zaprzyjaźnili się. Bogdan na swoje 50. urodziny zdobył Kazbek w Gruzji. I tak zrodził się pomysł zdobywania Korony Gór Europy.
- Wcześniej chodziliśmy po górach, ale hobbystycznie i wakacyjnie. Nasi przyjaciele Basia i Bogdan Pełdiak z Procisnego zarazili nas pasją do gór – podkreślają Basia i Leszek.
Pierwszą wspólną wyprawą w góry była Rumunia i szczyt Moldoveanu. Było to w 2014 roku.
- My nie weszliśmy na szczyt. Byłam panikarą. Bałam się. Często miałam chwile zwątpienia, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Paraliżował mnie strach. Powiedziałam jednak „dość!”. Pomyślałam, że skoro inni wchodzą, to dlaczego ja nie mogę wejść? Wzięłam się za siebie. Przezwyciężyłam strach – akcentuje Basia.
I tak w 2015 roku Musałę w Bułgarii zdobyli już całą czwórką. Dwa lata później stanęli na Vrh Dinare w Chorwacji i Magliczu w Bośni i Hercegowinie, w 2018 – Albania i niestety nie udane wyjście na Korab, w 2019 – Grauspitz w Lichtensteinie, a w 2021 – Gjeravica w Kosowie i Korab od strony Macedonii Płn..
- Zwiedzamy kraje, poznajemy kulturę i tradycję miejscowych ludzi. Odwiedzamy miejscowości, do których mało jaki turysta dojeżdża. Podróżujemy, bo chcemy zobaczyć, jak naprawdę żyje ludność w poszczególnych krajach, jak żyją na co dzień - zaznaczają Basia i Leszek.
W grudniu 2021 roku odebrali telefon od Basi i Bogdana. Padło hasło: Kilimandżaro. Zgodzili się i rozpoczęli dwumiesięczne przygotowania przed zdobyciem najwyższej góry Afryki i najwyższego do tej pory szczytu dla całej czwórki pasjonatów gór.
- Przygotowania wyglądają różnie, niektórzy nie przygotowują się wcale. Ja byłam trochę oporna, ale chodziłam na fitness-cardio, nordic walking oraz siłownię, aby wzmocnić nogi. Leszek uprawiał nordic walking oraz chodził na siłownię i basen. – przyznaje Basia.
- Trening, dieta i nastawienie. Był plan treningowy oraz cotygodniowe ważenie i chwalenie się swoim postępami na forum – dodaje Leszek.
Na początku marca wspólnie z Basią i Bogdanem ruszyli zdobywać szczyt. Wraz z nimi na najwyższą górę Afryki wchodził Tomasz Kobielski – lider wyprawy oraz ponad dwudziestoosobowa ekipa pomocnicza – tzw. porterzy, którzy nieśli bagaże i przygotowywali posiłki.
Treking wiódł trasą Machame i rozpoczynał się na wysokości ok. 1800mnpm. Codziennie do pokonania było ok. 1000 m. przewyższenia.
Pobudka o godz. 6.30, spanie o 19. I tak przez sześć kolejnych dni. I jeden podstawowy warunek – cztery litry płynów dziennie.
- Był problem z wodą, bo porterzy musieli nosić ją z daleka. Można było umyć twarz i zęby, pozostałą część ciała „myło” się chusteczkami. Trzeba było wypić jednak cztery litry płynów dziennie. W innym przypadku szybko spadała saturacja krwi. Raz nawet się o tym przekonałam. Nie miałam już siły pić wody. Było mi już od niej niedobrze. Wypiłam tylko dwa litry. Miałam bardzo niską saturację. Od naszego lidera Tomka padło jedno pytanie: ile dziś wypiłaś? Nie było szans na oszukiwanie i musiałam dopić przy kolacji dwa litry wody – wspomina Basia.
Szóstego dnia o północy rozpoczęli atak szczytowy.
- Samo przejście całej trasy nie jest trudne fizycznie, ale pokonywana wysokość daje o sobie znać. Najtrudniejsze było pierwsze przejście przez wysokość 4.600 m n.p.m.przy Lava Tower Po osiągnięciu tej wysokości niestety nocleg jest w Baranco Camp na około 3.900 m n.p.m., aby chwycić aklimatyzację. Wejście zajęło nam sześć dni. Ostatnią noc – przed atakiem szczytowym - spaliśmy na około 4.700 m n.p.m. w Barafu Camp Spaliśmy dwie,trzy godziny. O północy lokalnego czasu rozpoczęliśmy atak szczytowy – opowiada Basia.
- Prawdziwy kryzys dopadł mnie jednak przed wejściem na sam szczyt. Obudziłem się i nie mogłem podnieść plecaka. Brakowało mi sił. Nie miałem paliwa w nogach. Odcięło mi siły, ale ekipa mnie motywowała. Jeden z naszych porterów wziął mój plecak z piciem i jakoś mnie wyciągnęli. Wejście na szczyt było dla mnie nie lada wyzwaniem. Ale miałem też przeogromną satysfakcję, że udało mi się stanąć na samym szczycie Kilimandżaro – dodaje Leszek.
A na Uhuru Peak na wysokości 5.895 m n.p.m. panowała już tylko radość, satysfakcja i płacz.
- Rozpłakaliśmy się ze szczęścia. Radości i wzajemnym gratulacjom nie było końca. To były wielkie emocje. Nie pamiętam nawet pewnych momentów – przyznaje Basia.
- To była wielka radość. Od razu wracają siły – wtóruje jej Leszek.(...)"
Cały artykuł możecie Państwo znaleźć na stronie Z pasji do gór. Zdobywają Koronę Europy, a na 50-tkę stanęli na szczycie Kilimandżaro Kościerzyna | Koscierski.info Zachęcamy do przeczytania.
Źródło: Cytowany artykuł pochodzi z koscierski.info